Bo to jest produkt kolekcjonerski, a nie do spożycia. Dajmy na to produkcja chleba, śmietany, piwa, wódki, pasty do zębów jest kontrolowana i przebiega według pewnych standardów (norma państwowa, ISO itp). Wyrywkowo pewna partia towaru jest weryfikowana jakościowo w labolatorium przeważnie przez dział kontroli jakości. Próbki bada też sanepid.Niech mi też ktoś wytłumaczy jak to jest możliwe, że "chemiczny produkt" bez wcześniejszych specjalistnych badań dopuszczony zostaje do sprzedaży i dlaczego kosztów tych badań nie ceduje się po prostu na producenta???
Produkując łopatę, siekierę, grabki, ziemię do kwiatków, kostkę toaletową nie wyklucza się produktu ze względu na to, że posiada on w składzie substancje mogące szkodzić po spożyciu (a niektórych się w ogóle nie bada bo i po co sprawdzać co się stanie po spożyciu łopaty - kuriozum). Takim oto sposobem produkty kolekcjonerskie nie przechodzą badań wpływu składu na organizm ludzki po spożyciu. Bada się jedynie np. czy kubek do kawy nie zawiera substancji które mogą przedostać się do napoju w bezpośrednim kontakcie. Wykryje się, że nie to OK - można sprzedawać.
Inna sprawa jest z lekami, które podpadają po prawo farmaceutyczne. Zanim lek wejdzie na rynek jest testowany na szczurach, królikach a nawet psach pod różnym kątem - dawka śmiertelna, interakcje z innymi lekami/metabolitami, toksyczność przewlekła, dawka optymalna, rakotwórczość i szereg innych zagadnień z zakresu farmakokinetyki. Gdy przechodzi ten etap to testowany jest na pacjentach, którzy są chorzy i świadomie go biorą. W naszym kraju są nawet ośrodki w które płacą niezłą kasę za testowanie leków. Jest to pewna loteria bo jest to związane z tym, że badanie wykonywane jest metodą podwójnej ślepej próby (podający i przyjmujący nie wiedzą gdzie jest lek a gdzie placebo). Gdy testy takie przejdą pomyślnie na większej grupie lek jest rejestrowany i nadal wszyscy pacjenci go testują w obrocie aptecznym, gdyż farmaceuci mają obowiązek zbierać i przekazywać dane od klientów o skutkach ubocznych. Znane przypadki wycofania leku w stanach, który przy długotrwałym stosowaniu powodował wzrost ryzyka zawału o ponad połowę itd. Cała procedura rejestracji i dopuszczenia do obrotu trwa czasami latami - w zależności czy to lek nowy czy np. nowa wersja APAPu lub witaminy C.
Dlaczego rząd delegalizuje w tak "brutalny" sposób dopalacze a nie korzysta z prawa przez siebie ustalonego to wielka zagadka. Wystarczyło napisać/poprawić ustawę która włączyła by te psychodeliki pod prawo farmaceutyczne. I tu pojawia się druga odpowiedź na Twoje pytanie. Po dokonaniu takiego kroku to na producencie spoczywa wykonanie badań, które kosztują dziesiątki milionów $. Zazwyczaj wykonywane przez 2 niezależne laby by przekonać komisję do pozytywnej weryfikacji i dopuszczeniu do obrotu. Co innego, że komisja może być skorumpowana "