Kolekcjonerzy, pasjonaci poza prawem..

Wiesz coś ciekawego o Tarnobrzegu? Podziel się z innymi.
kokus63
Posty: 69
Rejestracja: 24-10-2005 12:49

Kolekcjonerzy, pasjonaci poza prawem..

Post autor: kokus63 » 14-12-2009 20:26

"Postanowiłem zamieścić kopię artykułu zamieszczonego w tygodniku "Nasza Polska" (nr 49(736), 8 grudnia 2009, str.9)..

Pasjonaci poza prawem

Poszukiwacze skarbów są traktowani jak przestępcy, mimo że odnajdują eksponaty znakomicie wzbogacające wiedzę o naszej historii.

Na początku roku europoseł Sylwester Chruszcz (bezpartyjny) wystosował do ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego (PO) propozycję zmian legislacyjnych, które rozporządzeniem uregulowałyby status prawny dziesiątek tysięcy tzw. poszukiwaczy skarbów, wzbogaciły wiedzę archeologiczną i historyczną o Polsce oraz przyczyniły się do pozyskania przez polskie muzea setek eksponatów o trudnej do oszacowania wartości.

Ministerstwo milczy

Sprawa wbrew pozorom jest istotna. Według danych Ministerstwa Kultury, w Polsce działa 80 tysięcy poszukiwaczy. Według samych detektorystów środowisko może liczyć nawet 200 tysięcy osób. Ich stan prawny reguluje "Ustawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami" z 23 lipca 2003 r., w której znajduje się zapis mówiący o wydawaniu przez Wojewódzkich Konserwatorów Zabytków (jednostki podległe resortowi kultury) pozwoleń na "poszukiwanie ukrytych lub porzuconych zabytków ruchomych, w tym zabytków archeologicznych, przy użyciu wszelkiego rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania". Tyle że pozwolenia są udzielane sporadycznie i stanowią martwą literę prawa.
Poszukiwacze tworzą potężną armię, której przyświeca cel ocalenia pamiątek historii. Ostatnio odnaleźli m.in. 111 srebrnych krzyżackich monet zwanych szelągami krzyżackimi.
To właśnie tacy zapaleńcy odkryli m.in.:
znaczek rozpoznawczy - t.zw. nieśmiertelnik - generała Augusta Fieldorfa - "Nila". Znaczek ten znaleziony został na pobojowisku z kampanii wrześniowej. Generał Fieldorf-Nil, zastępca dowódcy Armii Krajowej, internowany w latach 1945-1947 do ZSRR, po powrocie w 1949 został uwięziony i skazany na karę śmierci, stracony w 1953 r.;
sztandar wojskowy 73. pułku piechoty z Katowic zakopany we wrześniu 1939 r. w okolicach Tomaszowa Lubelskiego;
niemiecki transporter opancerzony, wydobyty w 1996 r. z Pilicy w Brzustówce pod Tomaszowem, uruchomiony później w zakładach remontowych Sobiesława Zasady;
szczątki amerykańskiego samolotu typu Liberator zwanego "latającą fortecą" znalezione w woj. zachodniopomorskim;
samolot Messerschmitt wydobyty z jeziora koło Drawska Pomorskiego;
sztandar 59. pułku piechoty zakopany 19 lub 20 września 1939 r., odnaleziony na obrzeżach Puszczy Kampinoskiej w okolicach Wólki Węglowej;
35-tonowy fragment supertajnego, doświadczalnego hitlerowskiego bunkra wydobytego z wydmy koło Darłowa. Pancerna kopuła trafi do powstającego w Malechowie, pow.Sławno, prywatnego muzeum techniki wojskowej.

Wzorem powinna być Anglia

W naszym kraju człowiek z wykrywaczem na polu postrzegany jest często przez urzędy konserwatorskie i policję jako przestępca, który okrada państwo z jego dóbr narodowych i niszczy znaleziska archeologiczne. W województwie lubelskim był nawet spot w telewizji publicznej grany pod hasłem: "Jeśli zobaczysz człowieka z wykrywaczem metalu w lesie, na polu lub łące, powiadom najbliższy posterunek policji".
Nie jesteśmy jedynym państwem o podobnym nastawieniu do pasjonatów historii, gdyż zliżone regulacje funkcjonują bowiem w niektórych landach Niemiec. Pozytywnym przykładem jest Wielka Brytania, która umiejętnie wykrorzystała pasję tysięcy Anglików. Do legalizacji swoich poszukiwań muszą oni spełnić jedynie dwa warunki: nie wchodzić bez zgody na stanowiska archeologiczne i posiadać pozwolenie właściciela gruntów, na którcych prowadzą poszukiwania. Dzięki temu British Museum pozyskuje nowe eskponaty, w tym celtyckie czy rzymskie zaliczane przez ekspertów do eksponatów z "górnej półki".
Dodajmy, że w Wlk. Brytanii poszukiwacz posiada możliwość zgłaszania znalezisk, a prawo ich pierwokupu zachowuje państwo. Tym sposobem British Museum po cenach rynkach wchodzi w posiadanie nowych eksponatówm, poszukiwacze mają motywację, a posiadacz gruntów otrzymuje 50 proc. wartości znaleziska.
W Polsce, ze względu na regulacje prawne, znaleziska często cieszą oko jedynie najbliższej rodziny lub wchodzą w obieg czarnorynkowy i najczęściej opuszczają granice kraju. A wystarczyłoby zalegalizować to, że ludzie pasjonują się historią i szukają pozostałości po minionych epokach. Resort kultury w tej sprawie milczy, mimo że minister Zdrojewski otrzymał na początku roku pełną analizę problemu skonstruowaną przez Igora Murawskiego, poszukiwacza, uczestnika angielskiego programu pilotażowego skierowanego dla detektorystów.

Merta w starym stylu

Na pismo europosła Chruszcza odpowiedział w imieniu ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego podsekretarz stanu Tomasz Merta piastujący funkcję generalnego konserwatora zabytków. W piśmie o sygnaturze DOZ-PiA-0810/1/09-TM Merta pisze o "rabunkowych poszukiwaniach prowadzonych przez t.zw. "poszukiwaczy skarbów" " i "niszczeniu zabytków". Powtarza także argument o niszczeniu przez poszukiwaczy kontekstu znaleziska poprzez wyjmowanie go z ziemi. -"Merta nie wie, o czym mówi. Większość znalezisk pozyskiwanych wykrywaczem metali zalega na głębokości kilunastu centymetrów, a więc w warstwie humusu uznawanego przez archeologów za bezużyteczny. Poza tym znaleziska stanowiące przedmiot archeo stanowią ułamek tego, co znajdujemy zazwyczaj. A jeszcze na dodatek najczęściej poszukiwacze eksplorują na terenach ornych, gdzie poprzez prace rolne chłopi przerzucają ziemię co roku z góry na dół i o żadnym kontekście stratygraficznym nie ma mowy" - powiedział "NP" Paweł Jackiewicz, poszukiwacz z Sulejówka.
Poszukiwacze i część archeologów od lat domagają się rozporządzenia, które liberalizowałoby zasady i praktykę wydawania pozwolenia na poszukiwania. -"Dla zobrazowania stanu trudności warto dodać, że syn rolnika posiadający detektor metali nie ma raczej szans, żeby uzyskać pozwolenie na poszukiwania nawet na kartoflisku własnego ojca. To nonsens" - powiedział "NP" Jakub Jędrys z Warszawy. Do tej pory nieformalne grupy poszukiwaczy zabiegały o wprowadzenie modelu angielskiego. Dotąd nie było żadnego odzewu, a za rządów Platformy niechęć do poszukiwaczy jedynie wzrosła, być może dlatego, że ministerstwo nie przestrzega prawa, co wykazuje ekspertyza powstała z inicjatywy poszukiwaczy. Potwierdziła ona, że zakaz poszukiwań w miejscach niewpisanych do rejestru zabytków nie jest zabroniony ani przez "Ustawę o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami" z dnia 23 lipca 2003 r., ani "Rozporządzenie Ministra Kultury z dnia 9 czerwca 2004 r. w sprawie prowadzenia prac konserwatorskich, robót budowlanych, robót konserwatorskich i architektonicznych, a także innych działań przy zabytku wpisanym do rejestru zabytków oraz badań archeologicznych i poszukiwań ukrytych lub porzuconych zabytków ruchomych".
"Skoro bowiem pozwolenie na poszukiwanie zabytków nie może dotyczyć miejsc poza zabytkami wpisanymi do rejestrów (bo nie ma możliwości wydania takiego pozwolenia w świetle obecnych przepisów, a organy administracji mogą działać tylko w granicach prawa - art.7 Konstytucji, a już zwłaszcza tam, gdzie chodzi o dobro obywateli), to nie można uznawać za wykroczenie poszukiwania zabytków poza miejscami wpisanymi do rejestru" - napisał w niedawno powstałej ekspertyzie prawnej Jakub Bonowicz, aplikant radcowski, nauczyciel akademicki w Katedrze Prawa Cywilnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Innymi słowy, przez ostatnie lata jednostki konserwatorskie podległe ministerstwu kultury uzurpowały sobie prawo wydawania pozwoleń nie mając do tego najmniejszego prawa.

Robert Wit Wyrostkiewicz"

ODPOWIEDZ