Pomyślałem o przyszłości i los zwierząt wydał mi się niby pozytywny, ale z drugiej strony nie do końca.wou pisze:Parakotlet, hehe. Mleko, śmietan(k)a, kotlet - to tylko formy, charakterystyka konsystencji, barwy, tekstury. Tak samo z daniami: gulasz, burger, zapiekanka. Ja wiem czy to namiastki? Plastry niby-szynki albo niby-sera już prędzej, ale czy wysokobiałkowy ..no właśnie, co? placek?.. ze strączkowych pretenduje do smakowania jak wołowina? Nie, ale nazywajmy go wege-kotletem bo tak wygodniej. Nie powstało tak samo ale pełni taką samą funkcję, można powiedzieć.
Mnie tam śmieszy wpieprzanie wysokoprzetworzonego MOMu ze szprycowanych antybiotykami mutantów, nafaszerowanego solą, chemią, wzbogaconego papierem (może nawet ścinkami Wyborczej ), nie zapominajmy też o śladowych ilościach ropy (ilość regulowana normami - uff;)), podawanego zwykle - oczywiście po odmrożeniu i ugotowaniu/usmażeniu/upieczeniu - w proporcji 1:3 z warzywami i... nazywanie siebie "typowym mięsożercą" albo lepiej - drapieżnikiem Gardzącym brokułem, tfu! To jest dopiero absurdalne i zabawne.
To już średnio zabawne, stąd moje wyodrębnienie wątku.
A propos jakości pożywienia, to do roślinnego też często można mieć zastrzeżenia. GMO, herbicydy i nie wiadomo jaka inna chemia.
Ale głównie pomyślałem o czymś innym.
Obstawiam że produkcja mięsa (a może i żywności roślinnej) bardzo się zmieni w najbliższych dziesięcioleciach. Może to perspektywa 10-20 lat. Chodzi o hodowlę tkanek in vitro zamiast żywych organizmów. Możemy więc mieć mięso bez zabijania, a od strony dietetycznej np. bez tłuszczu, albo ze zdrowym tłuszczem itd. To samo z pokarmem pochodzenia roślinnego. Wydaje się to nieuniknione, kwestia czasu, optymalizacji metod, automatyzacji. Swoją drogą - czy zjadłbyś stek, jeśli powstałby bez zabijania i odpadłoby kryterium etyczne?
I z jednej strony skończy się hekatomba zwierząt hodowanych na mięso. Ale z drugiej strony... wszystkie te zwierzęta zginą!
Mamy zatem w Polsce, jeśli dobrze znalazłem, ponad 11.000.000 świń. Przyjmijmy że oto wdrażamy metodę taniej produkcji schabu, szynki i golonki, a czeka to nas pewnie jeszcze za naszego życia. Co dzieje się z gatunkiem świni domowej? Do lasów nie wypuścimy. Hodowla nie ma sensu. Zostaje co najwyżej parę klatek w ZOO, ale też budzi wątpliwości etyczne.
Przechodzimy płynnie do sensu życia zwierzęcia. Od strony biologicznej jest nim przekazanie własnych genów następnemu pokoleniu i zapewnienie optymalnych warunków przekazania ich dalej przez "dziedziców". Przypomina mi się z biologii termin maksymalizacja fitness. Efekt biologiczny wyhodowania sztucznego mięsa, to paradoksalnie likwidacja gatunku. Redukcja populacji z setek milionów z całym bogactwem ras i odmian do pojedynczych osobników, a może nawet całkowite wymarcie. Biologiczne (i racjonalnie?) zatem jest to dla świni domowej złe.
Dobre może być etycznie, jeśli oceniamy nie przekazanie genów, ale, nazwijmy to "dobre życie". Czy jednak na pewno lepszy jest brak życia niż niedobre życie? Czy lepiej dla świń żeby ich nie było niż żeby prowadziły życie które my oceniamy jako złe dla nich?
Problem podrzucam nie tylko dla wou, można się szeroko dzielić uwagami."