Jesteśmy sporo „w plecy”

Słyszałem niedawno wypowiedź gubernatora Kaliforni, znanego skądinąd Arnolda Schwarzeneggera – podstawową zasadą w gospodarowaniu finansami jest nie wydawanie więcej niż się ma. Podobnie głosi tradycyjna mądrość ludowa – po tym właśnie można poznać dobrego gospodarza.

Tymczasem według przyjętego przez Radę Miasta projektu budżetu Tarnobrzega na rok 2005, deficyt budżetowy powiększy się do 33 mln złotych, co daje około 1000 zł długu na każdego mieszkańca w wieku produkcyjnym…

Czy miasto może zbankrutować? Radni optymistycznie zakładają, że nie. Pojawiały się nawet głosy zachęcające do zwiększenia zadłużenia. W sumie to nie ich problem. Spora część długu, bo aż 16 mln złotych trzeba będzie spłacić w 2007 roku, czyli już nie za kadencji obecnej Rady Miasta. Nie można oczywiście z góry potępiać wszystkich kredytów. Jeśli środki przeznaczane są na inwestycje, które w przyszłości mogą się zwrócić, to z całą pewnością warto ryzykować.

Niestety w przypadku miejskich wydatków z planowanych 102 mln zł wpływów 3/4 stanowią wydatki na oświatę, pomoc społeczną i administrację publiczną (odpowiednio 45,6 : 20,4 : 10 mln zł). Oświatę oczywiście należy uznać za inwestycję, ale czy to właśnie Tarnobrzeg na niej skorzysta?

Co o tym myślicie? Wrzućcie w komentarze.