O wyzysku pracowników w tarnobrzeskim Kauflandzie od dawna chodziło po mieście wiele plot. Pewnie nie tylko u nas była taka sytuacja, u nas natomiast, ze względu na tradycje i wielkość miasta, z założenia wszyscy wszystko wiedzą.
Prawda wykiełkowała właśnie ponad poziom plot lokalnych i w kolejnych mediach zakwita, a nawet jawi się pełnym bukietem, niestety ze względu na wyzysk tarnobrzeżan bukietem nieciekawym…
Dziś pojawił się tekst w najlepszym polskim dzienniku „Rzeczpospolita”
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_050117/kraj/kraj_a_1.html , którego fragmenty przedrukowały czołowe portale ogólnopolskie. Na jutro zapowiadane są publikacje w Fakcie, SuperExpressie oraz dokument w polsatowskich Interwencjach. Odezwie się pewnie również prasa lokalna. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Z tekstu RzePy możemy się dowiedzieć, że prawa pracowników były łamane. Podobnie jak wcześniej w przypadku sieci Biedronka nie protestują szeregowi sprzedawcy, ale przeważnie kierownicy działów. Praca trwała po kilkanaście godzin, czasem nawet ponad dobę. Nie zważano na zwolnienia lekarskie, dni wolne, godziny i warunki pracy, uczciwy przydział premii, pewność i stałość zatrudnienia itd. Szefowie jawią się jako kapo poganiający do kolejnego nadludzkiego wysiłku, bo zawsze coś do zrobienia się znajdzie, a po co zatrudniać kolejnych ludzi, jeśli załoga stoi jeszcze na nogach.
Rzeczywiście, relacje wskazują na to, że prawo pracy było łamane… zgodnie przez obydwie strony. Ze względu na ogólną sytuację w mieście i groźbę utraty pracy, przez długi czas nikt nie odważył się „postawić”, odmówić wykonania polecenia przełożonego, nawet jeśli groziło to pogorszeniem stanu zdrowia czy psychicznym wyczerpaniem.
Do czasu. Od pewnego momentu przewidujący pracownicy, wzorem Adama Michnika, zaczęli zbierać na taśmie dowody, które mogą się teraz przydać w procesie sądowym. Trzeba przyznać, że proces to dla nich duża szansa, którą wykorzystać należy. Nie tylko ze wzgędu na dążenie do sprawiedliwości i ewentualne uzyskanie zapłaty za nadgodziny. Ze zdobyciem następnej pracy mogą być trudności, między innymi właśnie ze względu na nagłośnienie afery w mediach. Chyba jednak warto było ryzykować.
Mam trochę wątpliwości jak powinniśmy się w tej sytuacji zachować. Na pewno pojawi się sporo głosów wzywających do bojkotu Kauflanda, a najlepiej również innych marketów. Przyznam, że z Kauflanda korzystałem regularnie, około raz na 2 tygodnie i trudno byłoby się teraz przestawić. Poza tym tak naprawdę nie rozwiąże to żadnego problemu, oprócz symbolicznego zrobienia wielkiemu koncernowi na złość.
Proponuję bojkot, ale nie od strony konsumenckiej lecz od strony pracowniczej. W tym momencie sieci nie opłaci się sklepu likwidować, nie opłaci się również ściągać pracowników z odległych od Tarnobrzega miejscowości. Dalekie są mi (jako skrajnemu liberałowi gospodarczemu) tradycje walki pracowników z wrednymi kapitalistami o godne warunki pracy. Tu jednak zróbmy wyjątek.
Nikt nas nie wykorzysta jeśli nie damy się wykorzystać sami! Lepiej nie pracować niż poświęcać zdrowie pracując po kilkanaście godzin na dzień i noc, zarabiając przy tym 1000 zł na rękę i to na stanowisku kierowniczym. Wzywam więc do bojkotu Kauflanda z hasłami: nie będę pracować za mniej niż 1500 zł (dotyczy kierowników), nie będę pracować po godzinach, bez zapłaty lub pod przymusem. Tą walkę da się wygrać i to nie przez procesy czy związki zawodowe. Decydować może każdy pracownik z osobna. Wygrać można przy wspólnej zdecydowanej postawie. W atmosferze ostatnich publikacji i rozpełzłych po mieście plot ciężko będzie o „łamistrajków”.