Zbój Lasowski – warto przeczytać

Książkę Czesława Schabowskiego „Mój Przyjaciel Goj” polecałem tu wielokrotnie, jako najlepszą, publikację o dawnym Tarnobrzegu – mieście jakiego nie znamy, z mieszaniną ludności dzikowskiej, lasowskiej, żydowskiej i ukraińskiej. Napisaną świetnym językiem, mimo że obszerne wstawki mixu lokalnych gwar ciężko współczesnemu zrozumieć.

Tym razem polecę książkę wydaną kilka lat wcześniej, ale już w tym niezwykłym przyjacielsko-gojskim klimacie.

Książeczkę „Zbój Lasowski” stosunkowo łatwo można znaleźć na Allegro lub w internetowych antykwariatach. Cena waha się przeważnie w okolicach 2-8 zł plus koszt wysyłki.

Lasowsko-miasteczkowe historyjki kręcą się wokół tytułowego zbója Muchy, działającego na Lasowszczyźnie w okresie międzywojennym. Zbója dobrego, czyli naszego lokalnego Janosika, który grabił tylko bogaczy, rozdając co nagrabione o dziwo za pośrednictwem współpracujących księży z biednych parafii. Prosty lud czcił Muchę jako swojego wychowanka, mściciela i uosobienie sprawiedliwości społecznej.

Mucha który bez zmrużenia oka ryzykował życie okradając hrabiów, nie gardził urokami hrabianek. Najsławniejszych czynów dokonywał przebierając się za szlachciców, oficerów czy wizytującego miasteczko ministra.

Na tym tle poznamy historię rywalizacji dwóch młodych biegaczy, promowanych, motywowanych i trenowanych niczym wyścigowe konie przez rywalizujące żonę i kochankę barona.
Poznamy migawki z miasteczek, wsi, lasu, szlacheckich rezydencji, karczem i urzędów publicznych.
Przeczytamy o metodzie przesłuchań podejrzanych na niżeńskim posterunku z wykorzystaniem nagich motywatorek.
Przysłuchamy się polsko-żydowskim dialogom przy zrywaniu antonówek, z głównym wnioskiem że kawior i szampan niczym są przy ziemniakach pieczonych w krowim nawozie, z odrobiną masła i zsiadłego mleka.
Wejdziemy do dawnej karczmy, gdzie darmową przekąską jest micha niezwykle przyrządzonego grochu, po którym tylko piwo smakuje.
Wprowadzeni zostaniemy w przedwojenny klimat tarnobrzeskiego dworca kolejowego – tu mi ciekawość wzrosła, bo na przedwojennej stacji pracował i mieszkał mój dziadek i tam dokładnie wychował się mój tato.

Czy to opowieści autentyczne? A co to za różnica? Na pewno autentyczny jest język i żywy jest klimat, bo tego nie da się zmyślić.  
Brak przy tym komunistycznych naleciałości z „Nie ma Ulicy Zielonej”, chociaż tę książkę Schabowskiego również warto przeczytać.

Ilość stron: 171
Format: 210x148mm
Okładka: Miękka
Wydanie: Ludowa Spółdzielnia wydawnicza
Rok wydania: 1981