"
aeroathe pisze:Według mnie ateista to człowiek negujący istnienie Boga i wszystkiego co "paranormalne", wierze w to co da się udowodnic.
zgodzę się z Twoim twierdzeniem, że ateista to człowiek, który neguje istnienie Boga... Nie zgodzę się natomiast z kwestią negacji tego co "paranormalne" - o ile oczywiście tym terminem określasz to wszystko co wiąże się z tzw. niewidzialnym światem. Ten tzw niewidzialny świat wbrew temu co może się sądzić, nie jest również w pełni akceptowalny w Kościele Rzymskokatolickim.
Trudno mi również bezkrytycznie odnieść się do Twojego ostatniego stwierdzenia tj. "wierzę w to co da się udowodnić". W żaden sposób nie neguję Twojego ateizmu, ale jeśli to ma być jeden z jego fundamentów to - jak dla mnie - jest kiepski. Żyjący w średniowieczu św. Tomasz z Akwinu próbował pogodzić wiarę z twardą nauką i poczynił rzecz jak dla mnie niebywałą; rzecz która w moich oczach do dziś stoi klinem w gardle Kościoła. Mówiąc bardzo ogólnie, na potrzeby owego pogodzenia wiary i nauki przeklepał arystotelejską koncepcję przyczynowości. W dzisiejszych czasach w pierwszej kolejności oskarżony zostałby o plagiat
Wówczas jednak uznano go za jednego z Ojców Kościoła (i tak mu zostało po dziś dzień). Głównym jednak problemem w tym "przekładzie" była próba udowadniania istnienia Boga, który z założenia jest niepojęty. Jeśli więc ktoś ma potrzebę drążenia kwestii jak to możliwe że Bóg istnieje i wyprowadzania na to naukowych prawideł, to proszę bardzo. Jest to dla mnie jednak tak samo niewykonalne i śmieszne zadanie jak udowadnianie tego że nie istnieje. Zapytany trzysta lat temu pierwszy lepszy mieszkaniec ziemskiego globu o to czy wierzy że w 2009r urządzenie typu "komputer" będzie powszechnie znanym i wykorzystywanym przez ludzi, mógłby zacząć się miotać pomiędzy sceptycyzmem a wiarą (oczywiście pojęciem wiary w innym znaczeniu niż religijne). To pytanie zupełnie inaczej brzmi dla współczesnego człowieka. Usłyszeć od współczesnego statystycznego mieszkańca ziemi odpowiedź, że daje wiarę takiemu sformułowaniu oznaczałoby ni mniej ni więcej, że albo trzymali go gdzieś w zamknięciu albo howany był w dżungli albo po prostu odpowiada głupio na głupie pytanie. To oczywiście duże uproszczenie, ale zapytam, czy gdyby okazało się, że Tobie osobiście, w sposób czysto racjonalny udało się udowodnić istnienie Boga to co to byłaby za wiara. Dla mnie wierzyć w coś lub kogoś, czego lub kogo istnienie zostało naukowo udowodnione lub niewierzyć ponieważ nie zostało, jest deczko płytkie i wynika raczej ze ślepej fascynacji racjonalizmem, z przekonania, że empiria jest jedyną drogą do poznania oraz z braku skromności, którą w tym przypadku najlepiej obrazuje postać człowieka, któremu wydaje się, że pływa w bezmiarze morza wiedzy a w rzeczywistości ledwo zamoczył palec w szklance
pozdrawiam"