Napisałem piosenkę o Tarnobrzegu
: 07-02-2021 17:56
To z założenia tekst piosenki, ale nie wiem, czy ktoś ją kiedyś zaśpiewa.
Dlaczego piosenka? Może dlatego, że wyszedł refren, a przyjęło się, że w wierszykach nie ma refrenów, tylko w piosenkach.
A po co? A bo nie ma ładnej piosenki o Tarnobrzegu
Ta też nie wszystkim musi się podobać, a zamiejscowi potrzebują pewnie dłuższej legendy.
Nie jest szczególnie ponadczasowa, jakoś mi się same nasuwały tematy przewijające się przez forum...
Eh, Tarnobrzeg, Tarnobrzeg, to jest miasto paradoksów
Stare lasowiackie drzewa, cicho szumią po żydowsku
Ten usypiający spokój zbuntowanych bojowników
Takie małe miasteczko, na dwadzieścia kilometrów
Miłość, zgoda i współpraca, święci i błogosławione,
Który to spalił sąsiadów i ukradł matce koronę?
Żurek, Turek, czekolada, Gruzja i piwo z konopi
Proziak życia – płynie Wisła i w kopalni się utopi
I nie musisz nigdzie jechać, bo tu wszędzie można zajść
A to co nas ogranicza, to nasz niepotrzebny strach
W końcu „sky is the limit”, niebo wszędzie takie samo
W lustrze wody się odbija nad piekielną siarką
Promem płyną parasole, wśród techniki ptasich krzyków
Czarne dziury w martwej wieży, gwiżdżą tęsknie do jerzyków
Ryba, sowa, bóbr i żaba, łuk tęczowy betonowy,
Kino włoskie nieme, głuche, na kościele róż gejowy.
Obok placu czerwonego czarno-biali zakonnicy
Dobroczyńca pańszczyźniany wylądował na ulicy
Sarna wzorem jest odwagi, rewolucję ksiądz rozpalał
Betonowe koła w lesie, brat Onufry wodą zalał
I nie musisz nigdzie jechać, bo tu wszędzie można zajść
A to co nas ogranicza, to nasz niepotrzebny strach
W końcu „sky is the limit”, niebo wszędzie takie samo
W lustrze wody się odbija nad piekielną siarką
Zabytkowa łąka kwitła zaraz pod najwyższym sądem
Lux-wychodek z rozłupanym hiszpańskim wyglądem
Po machnięciu różdżką zgody, zadłużając nasze wnuki
Kanał oczyszczalni ścieków zamieniamy w dzieła sztuki
Chociaż siarka zakopana, Siarka zawsze kopać będzie
Pamiętam: tysiąc dziewięćset i pięćdziesiąt siedem
Przekleństwo zbawienne, życiodajna trucizna
Nie zabiła i wzmocniła, nasza niezgojona blizna
I nie musisz nigdzie jechać, bo tu wszędzie można zajść
A to co nas ogranicza, to nasz niepotrzebny strach
W końcu „sky is the limit”, niebo wszędzie takie samo
W lustrze wody się odbija nad piekielną siarką
Sam przychodzi feeling, sam słów sens, rytm, rym
Kiedy pływam w babci sadzie i nurkuję w nim
Kiedy widzę jak urosły kamionkowe sosny
Choć spodziewam się jesieni, wypatruję śladów wiosny
Że żelazna stara kolej, teraz drewnem jest zabita?
Już się nie da zmazać linii, która w skale jest wyryta
I nie zniknie nasza plama, jeśli widać ją z kosmosu
Nasze miejsce, szczęście, dramat, nasze miasto paradoksów.
I nie musisz nigdzie jechać, bo tu wszędzie można zajść
A to co nas ogranicza, to nasz niepotrzebny strach
W końcu „sky is the limit”, niebo wszędzie takie samo
W lustrze wody się odbija nad piekielną siarką
Dlaczego piosenka? Może dlatego, że wyszedł refren, a przyjęło się, że w wierszykach nie ma refrenów, tylko w piosenkach.
A po co? A bo nie ma ładnej piosenki o Tarnobrzegu
Ta też nie wszystkim musi się podobać, a zamiejscowi potrzebują pewnie dłuższej legendy.
Nie jest szczególnie ponadczasowa, jakoś mi się same nasuwały tematy przewijające się przez forum...
Eh, Tarnobrzeg, Tarnobrzeg, to jest miasto paradoksów
Stare lasowiackie drzewa, cicho szumią po żydowsku
Ten usypiający spokój zbuntowanych bojowników
Takie małe miasteczko, na dwadzieścia kilometrów
Miłość, zgoda i współpraca, święci i błogosławione,
Który to spalił sąsiadów i ukradł matce koronę?
Żurek, Turek, czekolada, Gruzja i piwo z konopi
Proziak życia – płynie Wisła i w kopalni się utopi
I nie musisz nigdzie jechać, bo tu wszędzie można zajść
A to co nas ogranicza, to nasz niepotrzebny strach
W końcu „sky is the limit”, niebo wszędzie takie samo
W lustrze wody się odbija nad piekielną siarką
Promem płyną parasole, wśród techniki ptasich krzyków
Czarne dziury w martwej wieży, gwiżdżą tęsknie do jerzyków
Ryba, sowa, bóbr i żaba, łuk tęczowy betonowy,
Kino włoskie nieme, głuche, na kościele róż gejowy.
Obok placu czerwonego czarno-biali zakonnicy
Dobroczyńca pańszczyźniany wylądował na ulicy
Sarna wzorem jest odwagi, rewolucję ksiądz rozpalał
Betonowe koła w lesie, brat Onufry wodą zalał
I nie musisz nigdzie jechać, bo tu wszędzie można zajść
A to co nas ogranicza, to nasz niepotrzebny strach
W końcu „sky is the limit”, niebo wszędzie takie samo
W lustrze wody się odbija nad piekielną siarką
Zabytkowa łąka kwitła zaraz pod najwyższym sądem
Lux-wychodek z rozłupanym hiszpańskim wyglądem
Po machnięciu różdżką zgody, zadłużając nasze wnuki
Kanał oczyszczalni ścieków zamieniamy w dzieła sztuki
Chociaż siarka zakopana, Siarka zawsze kopać będzie
Pamiętam: tysiąc dziewięćset i pięćdziesiąt siedem
Przekleństwo zbawienne, życiodajna trucizna
Nie zabiła i wzmocniła, nasza niezgojona blizna
I nie musisz nigdzie jechać, bo tu wszędzie można zajść
A to co nas ogranicza, to nasz niepotrzebny strach
W końcu „sky is the limit”, niebo wszędzie takie samo
W lustrze wody się odbija nad piekielną siarką
Sam przychodzi feeling, sam słów sens, rytm, rym
Kiedy pływam w babci sadzie i nurkuję w nim
Kiedy widzę jak urosły kamionkowe sosny
Choć spodziewam się jesieni, wypatruję śladów wiosny
Że żelazna stara kolej, teraz drewnem jest zabita?
Już się nie da zmazać linii, która w skale jest wyryta
I nie zniknie nasza plama, jeśli widać ją z kosmosu
Nasze miejsce, szczęście, dramat, nasze miasto paradoksów.
I nie musisz nigdzie jechać, bo tu wszędzie można zajść
A to co nas ogranicza, to nasz niepotrzebny strach
W końcu „sky is the limit”, niebo wszędzie takie samo
W lustrze wody się odbija nad piekielną siarką