1757 pogrom czy egzekucja?

Kto spogląda na blok informujący o rocznicach wydarzeń, ten dojrzał już co wydarzyło się dokładnie 248 lat temu. Dnia 19 kwietnia 1757 roku spalono na stosie dwóch Żydów. Kilku innych (którzy po torturach wyrzekli się wiary i ochrzcili) powieszono lub ścięto. Wyroki wykonano po procesie, w którym kilku dzikowskich Żydów oskarżono o mord rytualny na 15-letnim Bartku Kubackim z Miechocina.

Do tych ogólnych informacji nikt nie ma zastrzeżeń. Szczegóły przedstawiane przez stronę żydowską i polską różnią się jednak znacznie…

Zacznijmy może od źródeł żydowskich. Na stronie internetowej:
http://www.jewishgen.org/yizkor/Tarnobrzeg2/tar001.html
można znaleźć przekaz jaki zachował się w ustnej tradycji żydowskiej. Ze względu na elementy „pozaziemskie” oraz symboliczną karę za przewinienia i następujące po niej opamiętanie okrutnej hrabiny (które jednak, co charakterystyczne, nie odkupia jej win), opowieść zbliża się formą ku hagiograficznej legendzie.
Jako, że Yizkor z niezrozumiałych względów zabrania kopiowania materiałów dostępnych na stronie pozwolę sobie tylko na skrótowe ich przetłumaczenie:

Krwawe zniesławienie 1757 roku
Opowieść dotyczy reba Yoske, nazywanego Kodosh, czyli święty. Ojciec wspominającego słyszał wcześniej tę historię od swego ojca, któremu opowiedział ją jego ojcie Rabbi Note Shlomo, który poznał ją od swego ojca Reba Leibesh’a, syna Hanny, córki reba Yoske Kodosha.

Reb Yoshke Kodosh pełnił w Dzikowie funkcję shohet. Wybrał się kiedyś z trzema innymi Żydami na wyprawę wzdłuż Wisły, biorąc ze sobą polskiego chłopca jako wozaka. Wozak zdecydował się pozostać razem z rodziną w miejscu do którego dotarli, a Żydzi wrócili sami do Dzikowa. Kiedy chrześcijanie spostrzegli, że chłopca brakuje, oskarżyli Żydów o jego podstępne zamordowanie, głównie z tego względu, że reb Yoske był shohet.

Hrabina władająca okolicami zatrzymała ich i więziła przez 3 dni bez jedzenia. po tym czasie podano im niekoszerny posiłek o bardzo intensywnym zapachu, ale mimo głodu odmówili jego spożycia. Rozkazała więc ich torturować, a sam reb Yoske został wrzucony do nasmarowanej (tłuszczem?) beczki, którą wstawiono do ognia. Po chwili wyciągnięto beczkę z ognia i obiecano mu ocalenie, jeśli porzuci wiarę mojżeszową. Dzielny Joshke podniósł piach z ziemi, cisnął hrabinie w usta i wskoczył w ogień, gdzie spłonął. Jego prochy rozsypano z rozkazu hrabiny nad Wisłą, aby uniemożliwić jego duszy pomszczenie krzywdy.

Po pewnym czasie hrabina podróżowała w okolicach Wisły i nagle została zaatakowana przez dwa ptaki, które wydziobały jej oczy. Hrabina krzyczała, że to reb Joske ją oślepił. Kiedy nieco później wrócił do miasta chłopiec o którego rozpętała się cała awantura, hrabina uświadomiła sobie, że kazała zabić Żydów bez powodu. Aby jakoś wynagrodzić stratę rodzinom ofiar podarowała im zboże i inne dobra. Mimo tego zakończyła życie w przeciągających się straszliwych męczarniach.

Historię tę znał cały Dzików i wszyscy wokół. Święty rabbi z …………… wnuk świętego rabbi z Banz również ją opowiadał, dodając, że słyszał od swego świętego dziadka, że tydzień po tym jak reb Yoske został spalony, w piątkową noc Erev Shaboss święty Ba’al Shem Tov powidział w niebie: „Witaj święty reb Yoske i wy, pozostali święci (trzech innych również nie wyrzekło się wiary), witajcie! Przyszliście życzyć Ba’al Shem Tov’owi dobrego Shabbos.

Reb Yoske Kodosh miał córkę Hannah, która miała dwóch synów – reba Leybysh, który został sędzią sądu rabinackiego w Dzikowie i reba Zissela, który był w Dzikowie kantorem. Ojciec opowiadającego tę historię był synem reb Leybusha, który mu tę opowieść przekazał.

Na tym kończymy żydowski opis zdarzeń. Ta wersja historii pojawia się jeszcze w kilku miejscach w sieci jako przykład polskich pogromów na ludności żydowskiej. Zainteresował się nią nawet kilka lat temu jeden z Tarnowskich, zamieszkały w Angli, publikując w sieci prośbę o nadsyłanie na jego adres wszystkich znanych szczegółów.

Jedyne zachowane źródło pisane dotyczące wydarzeń z 1757 roku to księga metrykalna parafii p.w. św. Marii Magdaleny w Miechocinie. Powołują się na nie Rawscy w książce „Miechocin – kolebka Tarnobrzega” oraz czołowy tarnobrzeski historyk dr Michał Marczak w pracy „Obecny Powiat Tarnobrzeski w świetle metryk parafialnych z XVII i XVIII wieku”. Łaciński zapis w polskim tłumaczeniu wygląda następujaco:
W roku 1757 19 kwietnia pochowano pod kościołem dzikowskim Wincentego, przedtem imieniem Berek, arendarza browaru miechocińskiego, wychrzczonego przed egzekucją. Podobnie pochowano w tymże kościele także drugiego, również wychrzczonego, imieniem Pinches. Ci oraz niżej wspomniani w sposób okrutny – jak się wykazało w śledztwie sądowym – zamordowali 15-letniego chłopca nazwiskiem Bartłomiej Kubacki z Miechocina. Josek Szkolnik i Lejbuś, skazani na spalenie na stosie, zbyt zatwardziale trwali w swej niewierze. Mosiek, trzeci, zmarł na torturach. Było jeszcze kilku innych wspólników tej niecnej zbrodni i na tych wypadł wyrok śmierci przez ścięcie.

Dr Marczak wspomina o sprawie głównie z tego względu, że powróciła na łamy lokalnej prasy żydowskiej po pożarze zamku w Dzikowie w 1927 roku. Można się domyślać, że w pożarze zamku środowiska żydowskie dostrzegły dalszą część pośmiertnej zemsty Joska na rodzinie Tarnowskich. Publikacje w prasie żydowskiej wywołały z kolei komentarze w prasie polskiej. Jak pisze Dr M.M. Tendencyjnie rozdmuchana sprawa, ubrana w nieuchwytną formę „legendy” zaciekawiła niepotrzebnie nawet młodzież szkolną, budząc w niej niezdrową sensację i wywołując nieporządane refleksje i reminiscencje.

Nie ma pewności czy doktor Marczak opierał się wyłącznie na zapisku w miechocińskiej księdze metrykalnej, czy również na informacjach ze strony rodziny Tarnowskich, których historię pracowicie zebrał i uporządkował, uznał jednak że miechocińska notatka to jedyne wiarygodne źródło historyczne w sprawie rzeczywistego przebiegu zdarzeń. Nie wspomina nic również o odnalezieniu Kubackiego, oślepieniu hrabiny, czy jej odszkodowaniu dla rodzin staconych Żydów.
Wspomniana za to jest legenda chrześcijańska, według której hrabina Tarnowska wraz z Dominikanami próbowała ze swej strony litościwie złagodzić los skazanych przez sąd na okrutną śmierć Żydów, tocząc z nimi dyskusje religijne.

Jak było naprawdę chyba już nigdy się nie dowiemy.
Jeśli przyjąć wersję z polskich źródeł, to krzywdzące jest rozpowszechnianie informacji o krwawej, okrutnej rzezi na niewinnych Żydach (na bardzo popularnej stronie żydowskiej o Tarnobrzegu jest to czołowa informacja z historii naszego miasta). Jeśli przyjąć wersję żydowską, to wypadałoby w 250 rocznicę (za dwa lata) urządzić w mieście uroczystości upamiętniające niewinne ofiary, jak również oficjalnie ustosunkować się do wersji podawanej przez polskie źródła z dr Marczakiem na czele.

Działania wokół tego typu wydarzeń niestety często zależą od aktualnych uwarunkowań politycznych. Zobaczymy czy na 250 rocznicę ktoś będzie o sprawie pamiętał.

Uwaga: starałem się obiektywnie podać obie wersje wydarzeń. Publikacja nie ma na celu „zaciekawienia niepotrzebnie nawet młodzieży szkolnej, budząc w niej niezdrową sensację i wywołując nieporządane refleksje i reminiscencje” jak napisał Marczak, a tylko przypomnienie o wydarzeniu z lokalnej historii, o którym rzadko się w Tarnobrzegu pamięta, a które w Internecie bywa wizytówką naszego miasta.