Niech się wspomni pierwszy maja!

Dziś minął pierwszy dzień maja, właściwie taki sam jak inne, bez szczególnych atrakcji. Odeszły w zapomnienie czerwone pochody, a nie zaczęto jeszcze świętować akcesji RP do Unii Europejskiej – może dlatego, że teraz już nie wypada wprowadzać przymusowej obecności, a dobrowolnie cieszyć się z tego że jesteśmy w UE przyszłoby niewielu.

Jak było kiedyś? Idiotycznie, chociaż dla ludzi którzy imprez nie pamiętają, pochody mogą się wydawać nie tylko śmieszne, ale również pociągające. Przyznam że sam niewiele pamiętam, dlatego ważniejsze są zdjęcia i komentarze starszych (mam nadzieję że się pojawią).

A więc co to właściwie było? W Polsce to coś typu procesji Bożego Ciała, odpowiednik manifestacji przekonań i wartości na ulicach miasta, przed wszystkimi. Różnic było jednak wiele więcej niż elementów spólnych, a to między innymi:

Obecność była obowiązkowa
Cóż to więc za manifestacja przekonań? Już sporo wcześniej strojono szkoły, zakłady pracy, ulice flagami w jednym lub najwyżej dwóch kolorach, gołąbkami pokoju, według schematu komunisty Picassa, właściwie nie robiono tylko jednego – tego co świętowano. Czyż najlepszym uczczeniem święta pracy nie byłaby praca?

Oczywiście nieobecni nie byli rozstrzeliwani, ale było to swego rodzaju publiczne napiętnowanie, mogło skutkować pogorszeniem oceny z zachowania w szkole, warunków w pracy, nawet zwolnieniem. Przykładowo w latach 50-tych na pochód pierwszomajowy chodzili wszyscy członkowie ZMP (w służbowych zielonych koszulach i granatowych dołach, czasem jeszcze z czerwonym krawatem), a w klasie tarnobrzeskiego LO z której miałem informacje do ZMP nie należała tylko jedna osoba.


Zdjęcie nie pochodzi z Tarnobrzega, ale akurat takie miałem w swoich zbiorach. Rok 1952

Zamiast feretronów, świętych figur i chorągwi niesiono portrety czerwonych bożków i komunistyczne sztandary
To chyba najbardziej symboliczne dla tamtych czasów i najbardziej dziś śmieszne. Jak ma nie rozbawić tekst: „Niech żyje towarzysz Bierut, wierny uczeń Lenina i Stalina, wielki budowniczy i kierownik zjednoczonej, niepodległej Polski Ludowej”, a nie był to tekst skrajny. W obecnych warunkach sprawa niewyobrażalna, może tylko podobnymi przejawami kultu za życia cieszył się Jan Paweł II, ale ciężko to porównywać – kult ojca świętego był szczery. Kogo czczono w Tarnobrzegu? O dziwo nie tylko Marksa, Lenina i Stalina, czy „polskiego” Bieruta, ale na portretach pojawiał się nawet przewodniczący Mao!

Pochód organizowano jako „marsz gwiaździsty”
Spotykano się o umówionej porze pod własną szkołą lub zakładem pracy, później maszerując różnymi ulicami miasta zmierzało się w kierunku głównej trasy. Szefostwo rozdawało „akcesoria marszowe”. O ile jeszcze polskie flagi przyjmowano, o tyle na czerwone z czasem było coraz mniej chętnych. Po pochodzie można było je spotkać porozrzucane po okolicznych krzakach, obciach było chodzić z tym samemu po mieście. Do poważniejszych zadań wyznaczano już osoby, które całorocznym dorobkiem sobie na to zasłużyły.

Pochód miał być wyraźną reprezentacją wszystkich stanów i zawodów
W miarę możliwości pracownicy wyposażeni byli w odpowiednie dla zawodu atrybuty. U nas oczywiście przeważali górnicy w żałobnych mundurach i walcach z pióropuszami na głowie. Służba zdrowia przyodziana była w kitle, hutnicy w stroje do pracy przy piecach itd. Nie pojawiali się oczywiście murarze w kufajkach i beretach z antenką. Wszystko musiało być reprezentacyjne i eleganckie. Nie spotykano również duchownych w strojach służbowych.
Aby całość unowocześnić, w ramach pochodu pojawiały się skołowane platformy na których odstawiano okolicznościowe szopki – przedstawiano swoją pracę, sportowcy prezentowali pokazy gimnastyczne itd.

Zamiast czterech ołtarzy była trybuna z władzami partyjnymi
Przeważnie mieściła się na rynku przy ul. Mickiewicza, czasem na Wyspiańskiego. Było to proste podwyższenie obite czerwonym płótnem. Przeważnie, jak i transparenty w samym pochodzie, ozdobione hasłem okolicznościowym.
Na trybunie stali lokalni dygnitarze, podziwiając z góry maszerujących. Trybuna była punktem końcowym marszu. Po przejściu obok niej grupa się rozpraszała i poświęcała innym atrakcjom. Działacze PZPR pozdrawiali lud, łaskawie obdarzali go uśmiechem, na zakończenie wypadało również strzelić jakąś przemowę, jako podziękowanie dla ludu pracującego.

Oprócz kija była również marchewka
Na końcu czekały na uczestników pochodu liczne atrakcje (jak na owe czasy) np. możliwość zakupu z ciężarówek kiełbasy bez kartek żywnościowych. Czasem nawet coś rozdawano.

Imprezie towarzyszyła zaangażowana muzyka, często również po marszu bywały występy okolicznościowe. Pamiętam z dzieciństwa szczególnie jeden, urządzony ze sporym rozmachem nad Wisłą, na terenach OSiRu. Co z tego, że kilka dni wcześniej wybuchła elektrownia w Czarnobylu, a radioaktywna chmura akurat była nad Polską. Oficjalnie jeszcze nie informowano o zagrożeniu, a pierwszy maja niech się święci! Dzieci działaczy PZPR płyn Lugola już wypiły, a reszta… niech się bawi.

Z okazji 1 maja galeria z kilkoma historycznym fotkami jest ogólnie dostępna pod linkiem:
http://www.tarnobrzeg.info/index.php?module=photoshare&func=showimages&fid=24

Jeśli macie konkretne wspomnienia lub więcej zdjęć historycznych – czekam.
Chętnie dorzucę. Zachęcam również do komentarzy.