W Tarnobrzegu rozpoczęła się kampania wyborcza przed październikowym wyborami samorządowymi. Za jej rozpoczęcie nie uznaję jednak dat oficjalnych dokumentów, ani pierwszych konferencji, czy prezentacji programów. Kampania rozpoczęła się wraz z wystąpieniem Elżbiety Miernik-Krukurki.
Co prawda widzieliśmy wcześniej prezentację programów – pierwszy był Nowy Tarnobrzeg, później Razem dla Tarnobrzega, widzieliśmy też konferencje kandydatów – Dariusza Bożka i Norberta Kolano. Ale na poważnie zaczęło się właśnie wczoraj.
Wspólny Tarnobrzeg jednocześnie zaprezentował stronę internetową kandydatki (z dodatkowym adresem z nazwą komitetu), na miejskich słupach pojawiła się fala plakatów, powstał profil na facebooku wraz ze sponsorowanymi sugestiami, pojawił się w końcu specjalny profil akcji „Uda się w Tbg”. Pełen marketing mix. No i sama konferencja. Kandydatka wyglądała wyraźnie lepiej niż na plakacie, co w czasach Photoshopa i sprawnych grafików jest trudne do osiągnięcia. Tekst nie był improwizowany, tylko wyraźnie wyuczony na pamięć i mam wrażenie, że nic nie znalazło się w nim przypadkiem. Wyuczenie tekstu nie znaczy, że kandydatka nie radziła sobie z pytaniami. Widać że szczegóły dawkowane są stopniowo, co nie może dziwić.
Jeśli zaintrygował nas tekst o „gospodyni”, wraz z późniejszym tłumaczeniem, to nie był przypadek. Właśnie tak miał nas zaintrygować. Zapowiedź niepopularnych propozycji w programie wyborczym ma wzbudzać zaufanie u świadomych wyborców. Znamy sytuację miasta, wiemy jak jest i że będzie trudno, stąd nie obiecujemy gruszek na wierzbie (z lekkimi nawiązaniami do innych kandydatów). Pojawiło się zwrócenie uwagi na bezpartyjność i samodzielność kandydatki, które w dyskusjach bywają podważane. Pojawiło się również budzące zaufanie tło, w postaci osób rozpoznawalnych w mieście i nie kojarzonych z partyjnymi sporami. Wszystko wygląda zawodowo i nieprzypadkowo, szczególnie jeśli porównywać z dotychczasową aktywnością konkurencji. W tej konfiguracji, z rozbiciem głosów na wielu kandydatów, miejsce na podium jest bardzo prawdopodobne, a gdyby udało się dostać do drugiej tury, to szanse na zwycięstwo są realne.
Po zawodowym rozpoczęciu, można się spodziewać, że reszta kampanii również jest zaplanowana, program gotowy i z sensem, a z listy kandydatów będzie kogo wybrać. W kampanii trzeba oczywiście nie tylko podążać wyznaczoną ścieżką, ale i reagować. Wydaje się, że Pani Krukurka nie da się wciągnąć w żadne spory, będzie raczej grać spokojem i opanowaniem, ponad spierającą się konkurencją.
Jakie mogą być propozycje dla kontrkandydatów?
Zamiast lekkiej sztywności i perfekcyjnego opanowania można postawić na spontaniczność, szczególnie jeśli proponuje się otwartość. Spokojowi i planowi można przeciwstawić dynamikę, pomysłowość i szybką reakcję. Ze strony tych kandydatów, których promocja nie kończy się w obietnicach, bo mają również możliwości, przydałoby się parę decyzji, które zapadną w pamięć. W kampanii powinni podkreślać sprawność techniczną, kontakty, prostsze ścieżki w realizacji pomysłów, z zarysem długofalowych planów. Przede wszystkim jednak trzeba nadrabiać zaległości, bo mamy ucieczkę od peletonu. Partyzanci mogą już wyjść z ukrycia, kiedyś w końcu będzie trzeba. Trzeba coś zamieścić na wykupionych adresach, zdecydować się na hasła i kanały przekazu. W wielu aspektach można jeszcze być pierwszym. Podobnie jak cztery lata temu, nie do przecenienia będzie kontakt osobisty. Z pewnością bardziej procentuje niż aktywność na facebooku, chociaż wymaga znacznie więcej czasu i nerwów. To dopiero początek ścieżki wyborczej, ucieczkę od peletonu można wchłonąć nawet tuż przed metą.